sobota, 27 lutego 2021

Rodzina, która zapadła się pod ziemię - zaginięcie rodziny Bogdańskich

Sprawy zaginięć bywają różne – każda jest na swój sposób unikalna – jedna mniej, druga zaś bardziej tajemnicza. Niewielki jest jednak odsetek niewyjaśnionych zaginięć, a jeśli już takie mają miejsce rozchodzą się zazwyczaj szerokim echem w życiu społecznym i pozostają na bardzo długo w pamięci ludzi. Przecież ciężko jest sobie zobrazować sytuację, gdzie w XXI wieku ktoś ginie bez jakiegokolwiek, nawet najmniejszego śladu – nikt nic nie widział, nie słyszał, nikt nic nie wie…

Tymczasem, historia polskiej kryminologii w zakresie zaginięć ujawnia przed nami przerażające statystyki. O ile zdarza się, że pojedyncze osoby giną w niewyjaśnionych okolicznościach, tak zaginięcie CAŁEJ, trzypokoleniowej rodziny to w Polsce nie lada precedens.




Rodzina Bogdańskich składa się z pięciu osób – taty Krzysztofa, mamy Bożeny, nastoletnich dzieci – Małgosi i Jakuba oraz mamy Krzysztofa - Pani Danuty. Wspólnie mieszkają w okazałym domu na przedmieściach Łodzi -  w miejscowości Starowe Góry. Ich status społeczny jak i majątkowy plasuję się na wysokim miejscu, Krzysztof jest zaradnym, przedsiębiorczym mężczyzną. W odpowiednim czasie postawił wszystko na jedną kartę – postanowił spróbować swoich sił w rozwijającej się i dopiero wkraczającej do Polski branży IT. Otworzył swoją firmę, w której wdrażał systemy informatyczne do innych przedsiębiorstw, prowadził także sklep z szeroko pojętą elektroniką. Cała rodzina utrzymywała się z dochodów firmy głowy domu. Jako, że Krzysztof był również ambitną osobą zadecydował, że spróbuje swoich sił i zainwestuje część majątku w giełdę, gdzie do analizy danych giełdowych posługiwał się swoimi programami oraz systemami informatycznymi.

Z nieoficjalnych informacji wynika, że szło mu naprawdę nieźle. Wśród sąsiadów Bogdańscy postrzegani są  jako przykładna rodzina.  Często spędzają czas z rodzicami oraz siostrą Bożeny – w tym również różnego rodzaju święta. W roku 2003 rodzice kobiety otrzymują niespodziewany telefon od Krzysztofa, który to informuje ich o planach wyjazdu w tegoroczne święta wielkanocne. Jako powód nieobecności na śniadaniu wielkanocnym mężczyzna podaje wyjazd do Wrocławia, gdzie Bożena ma odbyć kurs turystyczny, o którym zawsze marzyła. Tłumaczy, że w związku z tym, że będą na południu kraju chcą również odwiedzić znajomych mieszkających w Niemczech. Dla rodziców jak i siostry Bożeny jest to  wyjątkowo zaskakująca i nietypowa sytuacja. Wszak rodzina Bogdańskich bardzo często miała w zwyczaju wyjeżdżać na różnego rodzaju ferie, wakacje czy krótsze wypady weekendowe – ale nigdy na święta. Krzysztof podczas rozmowy dodaje, że w razie gdyby ich wyjazd się przedłużył rodzice Bożeny mają się nie martwić, gdyż nie wiedzą jak długo czasu spędzą u znajomych. W tym momencie teściowej zapala się kolejna lampka ostrzegawcza, w głowie kłębią się myśli, obawy, złe przeczucia. No ale cóż, Krzysztof i Bożena są w końcu dorosłymi, odpowiedzialnymi ludźmi i jeśli taka jest ich wola – niech jadą. W dniu ich wyjazdu siostra kobiety przyjeżdża pod ich dom z nadzieją, że uda się jej namówić Bożenę, aby jednak została na święta. Podjeżdżając pod dom zauważyła rozświetlony budynek – wszędzie paliły się światła a auto Bogdańskich stało na podjeździe – jasnym staje się dla kobiety, że rodzina jeszcze nie wyjechała. Kiedy jednak próbuje wejść przez furkę ta okazuje się być zamknięta - dzwoni więc domofonem, lecz bez odzewu. Nie daje za wygraną i za wszelką cenę próbuje się dostać do środka. Nagle, z mieszkania wychodzi Krzysztof – z relacji kobiety wynika, że był on bardzo zdenerwowany, zestresowany oraz pobudzony. Werbalnie daje znać siostrze swojej żony, że nie jest tu mile widziana – jest opryskliwy i wyjątkowo nie miły. Niestety, kobiecie nie było dane spotkać się z siostrą – zrezygnowana i zmartwiona co najmniej dziwnym zachowaniem mężczyzny wraca do domu. Czas mija, rodzice Bożeny ubolewają nad brakiem wieści od córki, przede wszystkim, że nie skontaktowała się z nimi nawet w celu złożenia świątecznych życzeń – telefony rodziny Bogdańskich milczą. Po majówce siostra Bożeny dochodzi do wniosku, że z całą pewnością coś złego musiało się wydarzyć – sytuacja w której kobieta przez tak długi czas nie daje znaku życia wydaje się być dla niej osobliwym zdarzeniem. Zmartwiona udaje się na komisariat policji, gdzie zgłasza zaginięcie rodziny Bogdańskich. Funkcjonariusze  z początku niechętnie decydują się na podjęcie jakichkolwiek działań w tej sprawie. Siostra Bożeny jednak naciska, nie dając za wygraną, za wszelką cenę chce uzyskać informacje odnośnie losu siostry. Po licznych interwencjach kobiety Policja decyduje się przeszukać dom oraz działkę zaginionej rodziny. Po dotarciu do posiadłości i wejściu do środka, mimo różnych scenariuszy branych pod uwagę przez Policję, okazuje się, że wszystko wygląda zupełnie w porządku. Mało tego – dom wygląda jakby ktoś z niego wyszedł dosłownie na chwilę. Jedyny aspekt, który wskazywał na długą nieobecność domowników to zepsute jedzenie w lodówce i smród rozkładających się w koszu śmieci.

Siostra Bożeny jest w szoku – doskonale zna swoja siostrę, wie że jest perfekcjonistką i po prostu NIE MA OPCJI, że zostawiłaby śmieci oraz jedzenie w lodówce, wiedząc że wyjeżdżają na dłuższy okres czasu. Zaczęła się nawet zastanawiać, czy ten cały wyjazd to była prawda, czy rodzina gdziekolwiek pojechała?

Po dokładniejszych oględzinach okazało się, że właściwie to w domu praktycznie nic nie brakuje – ubrania, środki higieniczne, rzeczy osobiste, leki – wszystko wydaje się być na swoim miejscu. Jedyne, czego nie udało się odnaleźć to telefony wszystkich członków rodziny, paszporty oraz piżamy Jakuba – najmłodszego członka rodziny. Czy może to jednak wskazywać, że Bogdańscy wyjechali?

Teoretycznie w tej sprawie wszystko jest możliwe – rzecz jasna śledczy sprawdzili telefony pod kątem ostatniego logowania oraz lokalizacji. Okazuje się, że ostatnie sygnały komórki wysłały w okolicach domu w okresie wielkanocnym.  Mimo wielkich nadziei urządzenia nie dały nam odpowiedzi, czy i gdzie rodzina wyjechała.

Paszporty? – ten trop również był analizowany wielokrotnie. Z ustaleń Policji wynika, że od czasu zaginięcia Państwa Bogdańskich w żadnym miejscu nie posługiwano się tymi dokumentami.

Funkcjonariusze wypytują również sąsiadów – mają nadzieję, że ktoś będzie posiadał informację na temat losów rodziny – niestety nic z tego. Kilkoro z nich zwróciło jednak uwagę na dziwne zachowanie Krzysztofa – podobno mężczyzna przed wyjazdem był nerwowy, bardzo często przyjeżdżał i wyjeżdżał z domu, zachowywał się nie naturalnie.

Sprawa stanęła w martwym punkcie, nie było żadnego punktu zaczepienia. Jednak tylko do czasu...

Do czasu, gdy odkrywają zapiski w pamiętniku córki Państwa Bogdańskich. Dziewczyna ewidentnie wskazuje na poważne problemy finansowe ojca – wpadł w spiralę długów, spłacając kredyty innymi pożyczkami. Okazało się także, że oprócz długów w różnych instytucjach, Krzysztof zapożyczał się również u osób prywatnych.

Policja niestety nie jest w stanie nic więcej ustalić w sprawie zaginięcia rodziny Bogdańskich, już od tak wielu lat…

Nieoficjalnie bierze się  pod uwagę kilka możliwych scenariuszy okoliczności zaginięcia rodziny. Jedną z nich jest ucieczka – Bogdańscy nie chcieli się zmierzyć z konsekwencjami swoich narastających długów, nie chcieli także tracić dotychczasowego wygodnego życia, wyjechali z oszczędnościami i żyją gdzieś poza granicami Polski. O ile taka sytuacja nie byłaby ciężka do wykonania przez pojedynczą osobę, tak ukrywanie się całej rodziny, właściwie bez dokumentów byłoby nie lada wyczynem. Matka Krzysztofa chorowała, syn w wyniku alergii nabawił się astmy – przyjmował stałe leki. Czy nigdy od tamtej pory nikt z potencjalnych uciekinierów nie potrzebował pomocy medycznej? Gdyby taka konieczność nastała musieliby przejść przecież weryfikację tożsamości. Rodzina Bożeny twierdzi, że gdyby żyła na pewno znalazła by sposobność, aby skontaktować się z bliskimi.

Druga z hipotez podnoszona w tej sprawie i bardzo popularna to rozszerzone samobójstwo, bądź zabójstwo rodziny przez Krzysztofa i jego indywidualna ucieczka z kraju. Dziwne zachowanie mężczyzny, na które wskazywało bardzo dużo osób budzi liczne pytania. Jeśli weźmiemy pod uwagę samobójstwo rozszerzone, zakładając, że sprawcą tego czynu byłby Krzysztof to ukrycie ciał członków rodziny mógł przeprowadzić tak, aby były nie do wykrycia. Lecz co z jego ciałem?

 Zdecydowanie więcej w tej sprawie jest pytań niż odpowiedzi… miejmy nadzieję, że kiedyś będzie nam dane poznać prawdę odnośnie zaginięcia rodziny Państwa Bogdańskich. Zachęcamy także do dyskusji w komentarzu, może świeże spojrzenie na tą zagadkę okaże się kluczowe?


Autor: Julia Gotowicz 

Źródła:

https://www.focus.pl/artykul/zaginiecie

https://dzienniklodzki.pl/zaginiona-rodzina-bogdanskich-ze-starowej-gory-gdzie-jest-rodzina-ze-starowej-gory-niewyjasniona-sprawa-zaginionej-rodziny-spod/ar/c1-11734922

https://lodz.se.pl/5-osobowa-rodzina-bogdanskich-spod-lodzi-zniknela-bez-sladu-to-najbardziej-tajemnicze-zaginiecie-w-polsce-aa-5Pux-GFxR-Pxej.html

https://weekend.gazeta.pl/weekend/1,177344,23803695,bez-sladu-w-xxi-wieku-w-polsce-piec-osob-z-jednej-rodziny-znika.html

piątek, 12 lutego 2021

ZAGINIĘCIE POLKI W RAJU - 31 lat bez żadnych wieści ..

 

Bianka Rota w 1990 roku była pełną życia, energiczną oraz niesamowicie otwartą na ludzi 19-latką. Wysoka, długonoga, zielonooka szatynka urodziła się i mieszkała w Zakopanem – to tam uczęszczała do liceum plastycznego. Dziewczyna miała duszę artystki – ogromną inspiracją byłą dla niej natura – oprócz malowania wielką radość sprawiało jej rzeźbienie. Miała ambitne plany dotyczące swojej pasji – chciała chłonąć wiedzę, dojrzewać artystycznie na możliwie najlepszej w tym kierunku uczelni wyższej – Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Było to jej największym marzeniem, niestety jednak rzeczywistość okazała się okrutna… Po złożeniu dokumentacji rekrutacyjnej w odpowiedzi zwrotnej otrzymała odmowę. Ogromny cios jaki otrzymała od losu 19-latka sprawił, że zaczęła powątpiewać w swój talent. To, co wcześniej przynosiło jej spokój i ukojenie aktualnie stało się źródłem frustracji i chaosu myślowego. Z dnia na dzień traciła zapał do tworzenia - dłuta i podbijak, z którymi wcześniej dziewczyna się nie rozstawała teraz poszły w odstawkę. Podczas życiowego kryzysu Bianka poznaje jednak mężczyznę – Józefa. Spędzają ze sobą coraz więcej czasu, szybko oficjalnie zostają parą - dziewczyna jest zauroczona nową znajomością i jak to się potocznie mawia - „była cała w skowronkach”. Józef traktuje 19-latkę jak księżniczkę, rozpieszcza ją – spełnia jej najmniejsze zachcianki, zabiera w różne ciekawe miejsca, szykuje niespodzianki, kupuje nie tanie prezenty. Dodatkowo, mężczyzna to świetna partia! Pracuje jako adwokat, jego praktyka prawna przynosi mu duże korzyści finansowe – imponuje nastolatce swą przedsiębiorczością, inteligencją, elegancką prezencją. Dodatkowo, Józef według twierdzeń Bianki zachowywał się jak prawdziwy dżentelmen – prawdziwy mężczyzna z klasą. Nastolatka czuła się jak w bajce, ale jak to w bajkach często bywa musi pojawić się jakiś „czarny charakter”. Jest to swoista antropomorfizacja, gdyż w tym przypadku tą złą postacią w pięknej miłosnej historii okazuje się wiek…

Między Bianką a Józefem jest 38 lat różnicy – ta sytuacja przysparza zakochanym nie lada problemów. Głównie wynika to z braku akceptacji tej sytuacji ze strony matki nastolatki. Kobieta wielokrotnie próbuje wybić córce ten związek z głowy – jak można się jednak domyślić – bez większych rezultatów. Zdesperowana udaje się nawet bezpośrednio do Józefa, ma nadzieję, że ten z racji swojego wieku zrozumie jej punkt widzenia. Tutaj również kobieta musiała obejść się smakiem. Romans kwitł – para postanowiła wejść na kolejny poziom swojego związku – zaczęli myśleć nad wspólnymi wakacjami. W lutym 1990 roku pada decyzja – wyjazd na Kubę!


Bianka nie mogła sobie nawet wymarzyć lepszego kierunku, jest podekscytowana i ogromnie szczęśliwa. Pojawił się jednak jeszcze jeden mały problem – zgoda mamy. Dziewczyna doskonale zdaje sobie sprawę, że nie będzie to prosta batalia. Kobieta z początku jest zawzięta i nie daje za wygraną, lecz widzi ile to znaczy dla córki i wie, że to ogromna szansa na wspaniały wypoczynek od artystycznego kryzysu. W końcu zgadza się, postanawia również dołożyć się finansowo do wymarzonego wyjazdu ukochanej córki. 19-latka oczyma wyobraźni już widzi te malownicze plaże, pyszne potrawy, czuje na skórze żar tamtejszego słońca...

Nadchodzi dzień wyjazdu, mama odwozi Biankę na lotnisko, gdzie czeka na nią Józef, żegnają się pośpiesznie i nastolatka udaję się w stronę bramek. Kobieta nawet w najbardziej mrocznych i przerażających myślach nie może wyobrażać sobie tego, co tak naprawdę się stanie podczas tych rajskich wakacji…, że przez co najmniej 31 lat nie zobaczy swojego dziecka, a próba dotarcia do prawdy okaże się walką z wiatrakami.

Cała wycieczka dociera do stolicy Kuby – Hawany, mają tam spędzić jedną noc. Bianka od momentu lądowania zachowuje się dziwnie – jej entuzjazm zdecydowanie zmalał, szeroki uśmiech zniknął z jej młodej twarzy. Dziewczyna informuje organizatorów wycieczki, że chce spędzić w tym mieście trochę więcej czasu niż zakładał to plan wycieczki – w rozmowie z przewodniczką tłumaczy, że jest tutaj umówiona z grupką znajomych studentów. Według przyjaciół i rodziny 19-latki niemożliwym jest, aby miała ona znajomych w tym mieście.

Aktualnie bardzo łatwo nawiązać przyjaźnie na odległość – poznać kogoś w sieci. Jednak pamiętajmy, że cała historia dzieje się ponad 30 lat temu – a w tamtym okresie internet nie był globalnie dostępnym narzędziem. Oczywiście, zawsze była możliwość korespondencji tradycyjnej, jednakże ten trop został sprawdzony, a nastolatka nigdy nie otrzymała ani nie wysłała listu na Kubę.

Podczas rozmowy z organizatorką wycieczki Bianka poprosiła o pojedynczy pokój, bądź możliwość spania wspólnie z nią.

Czy dziewczyna się czegoś obawiała? Czemu nie chciała spać z Józefem w jednym pokoju?

Mama dziewczyny jasno wyjaśniła tę zagadkę – była to obietnica. Bianka obiecała zmartwionej mamie kilka dni przed wylotem, że poprosi o pojedynczy pokój ze względu na wątpliwości matki co do wybranka córki. Ale czy rzeczywiście nastolatka postanowiła dotrzymać danego słowa, czy może ta historia ma jakieś drugie dno? Niestety, na dzień dzisiejszy nic na ten temat nie wiadomo…

Stan psychiczny Bianki z każdą upływającą chwilą się pogarsza. W końcu informuje podróżnych, że idzie na spacer i niedługo wróci – w rzeczywistości udaje się bezpośrednio do polskiej ambasady w Hawanie. Tam prosi o pomoc w zorganizowaniu pilnego powrotu do Polski. Prosi to mało powiedziane – dziewczyna dosłownie w panice BŁAGA o pomoc. Niestety, wychodzi z niczym, nawet jedna osoba nie chce pochylić się nad jej losem…

Ale co takiego musiało się wydarzyć, by Bianka pojęła tak drastyczną i nagłą decyzję? Czy miało to związek z Józefem? Dlaczego 19 latka przyjeżdzająca na wymarzone, wyczekane i rajskie wakacje zachowuje się w ten sposób? Pytania zdają się nie mieć końca – co najgorsze NIKT nie będzie w stanie na nie odpowiedzieć przez przeszło 30 lat…

 

Wracając do historii – Bianka spędza tą noc u pewnej Kubanki, która widząc roztrzęsioną dziewczynę proponuje jej nocleg. Następnego ranka zdesperowana wciąż walczy – ponownie udaje się pod budynek ambasady. Tym razem nie ma nawet co liczyć na wysłuchanie. Pracownik placówki dyplomatycznej odprowadza zagubioną i lekko zrezygnowaną nastolatkę na autobus, który odwozi ją prosto do hotelu, gdzie zatrzymała się cała jej wycieczka – ta od której za wszelką cenę próbuje uciec. W hotelu jej obecność potwierdza wielu podróżnych, z ich relacji wynika, że stan psychiczny dziewczyny jest wprost fatalny – stała się apatyczna a kontakt z nią był utrudniony. Bianka cały dzień spędza zamknięta samotnie w pokoju hotelowym.

Późnym wieczorem postanawia wyjść na spacer, po drodze trafia jednak na grupę turystów, z którymi przyleciała na Kubę. Wśród nich jest także jej „ukochany”, z którym od czasu przylotu nie spędziła nawet chwili. Mężczyzna odciąga Biankę od grupki towarzyszy i odchodzi z nią w ustronne miejsce. Po chwili wraca do plażowiczów i wyjaśnia, że 19-latka ma jakieś problemy i później do nich dołączy. Dziewczyna wychodzi z hotelu zostawiając wszystkie rzeczy osobiste i już nigdy nie wraca …

Jak wykazało późniejsze śledztwo - była widziana żebrząca na ulicach Kuby – prosiła o jedzenie i pieniądze na powrót do domu – do mamy…

Nikogo nie obchodzi los Bianki, nikt nie zgłasza jej nieobecności, nikt jej nie szuka, nikt nie stara się jej pomóc. Nadchodzi dzień wyjazdu – mogłoby się wdawać, że to w końcu ten moment, gdy brak jednej w turystek zauważą przewodnicy wycieczki – nic bardziej mylnego. Znieczulica w ich przypadku jest przerażająca – zabierają torbę dziewczyny i po prostu wracają do Polski. Kuriozalna sytuacja - przecież są to osoby, których głównym zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa podróżnym – bynajmniej!

Na dworcu na swoją ukochaną córkę oczekuje stęskniona matka - na próżno starać się wyobrazić sobie jej emocję, gdy zamiast zobaczyć Biankę pod jej nogi organizatorka rzuca jedynie torbę podróżną mamrocząc przez ramię, że „najwyraźniej jej córka postanowiła zostać dłużej na Kubie”.

Przerażona kobieta natychmiast rozpoczyna działania mające na celu skontaktowanie się z córką, wyrabia wizę na Kubę, kupuje bilety, dzwoni do ambasady, pisze listy do Ministra Spraw Zagranicznych z prośbą  o pomoc. Mało kto jednak postanawia pochylić się nad jej losem … kobieta wspomina, że jedyne prawdziwe i nieocenione wsparcie otrzymała od studentów iberystyki, którzy w tamtym czasie mieszkali na Kubie. To oni pomogli zorganizować nocleg, transporty, plakatowania, poszukiwania. Władze Polskie jak i lokalne nie zrobiły zbyt wiele, aby odnaleźć zaginioną 19-latkę. Ba! Można nawet powiedzieć, że robiły wszystko, aby utrudnić poszukiwania.

Po roku załamana kobieta, bez żadnego śladu po córce wraca z niczym do kraju…

Zapewne zastanawiacie się co z Józefem? Otóż najkrócej będzie powiedzieć że NIC, zupełnie nic …

Mężczyzna od 30 lat unika spotkania i rozmowy z mamą Bianki, przeprowadził się do innego miasta, w żaden sposób nie skomentował sytuacji, nie dołączył się również do poszukiwań.

Niestety, na tym sprawa zaginięcia 19-letniej, mającej przed sobą całe życie dziewczyny się kończy, nie dając nam odpowiedzi nawet na jedno pytanie kłębiące się w naszych głowach.

Hipotez w tej sprawie jest mnóstwo – za mało jest szczegółów, aby móc mówić o tym, która z nich jest najbardziej prawdopodobna.

Bardzo mocno widoczna jest jednak analogia do pewnej nieco „świeższej”, bardzo medialnej  sprawy. Tak – spawa śmierci Magdaleny Żuk.

Schemat wydaje się być bardzo podobny – piękna młoda dziewczyna, na wymarzonych wakacjach w istnym raju na ziemi i nagle BUM – dziwne zachowania, panika, szybka chęć powrotu do domu, stany depresyjne, nielogiczne zachowania i tragiczny finał…

Mimo, że szczerze mam ogromną nadzieję, że Bianka żyje i wiedzie szczęśliwe życie historia ta jest niezwykle tragiczna – złamała serce nie jednej osobie.

Niestety, zaginięcie 19 latki na Kubie w 1990 roku jest bardzo mało znane, dlatego też celem mojego artykułu jest odświeżenie i nagłośnienie sprawy. Ogromnie proszę o pomoc w udostępnianiu tajemniczej historii Bianki .. tak mało osób dało jej szansę na rozwiązanie!

 

https://24tp.pl/n/68930

https://www.wykop.pl/link/5529215/zaginiona-gdzie-jestes-coreczko-wideo/

https://test.jednaintencja.pl/t/631

źródła prywatne

środa, 16 września 2020

150 metrów od domu.

 "Szukaj mnie

Cierpliwie dzień po dniu

Staraj się podążać moim śladem

Szukaj mnie
Bo sama nie wiem już
Bo nie wiem kiedy sama się odnajdę..."
Edyta Geppert



 150 metrów 

9 letnia Sylwia Iszczyłowicz wyszła z domu 26 listopada 1999 roku około godz. 16:45 przy ul. Wolności w Zabrzu z zamiarem udania się na spotkanie kółka oazowego. Tego dnia słońce zaszło bardzo szybko, bo już po godzinie 15:30, co oznacza, że dziewczynka trasę pokonywała po zmroku. Czemu szła sama? Kościół Św. Andrzeja w Zabrzu, gdzie odbywały się spotkania kółka znajduje się zaledwie 300 metrów od domu Sylwii. Okazało się jednak, że zajęcia zostały przeniesione do innej sali z powodu remontu. Prawdopodobnie, 9 latka nie mogła zlokalizować nowego miejsca spotkania, ponieważ oficjalnie nie dotarła na zgromadzenie członków kółka oazy. Około godziny 17.00 widziana była przy lodziarni w rejonie ulicy Piłsudskiego. O godz. 17.00 doszła do tunelu na ulicy Damrota. Później, minęła restaurację „Pod Kasztanami” i około godz. 18.00 weszła do kościoła, ale nie została na mszy. O godz. 18.30. pojawiła się w pobliżu filii biblioteki miejskiej, na ulicy Wolności 175. To zdarzenie zostało potwierdzone przez bibliotekarkę, która jako ostatnio widziała Sylwię, kobieta twierdzi, że 9 latka zmierzała w stronę domu. Miała do pokonania odległość 150 metrów!
Ślad po dziewczynce niestety zniknął bezpowrotnie...

Dziewczynka w dniu zaginięcia była ubrana w białą spódniczkę z włóczki, cienkie rajstopy, popielaty sweter do ud, z aplikacją kota z przodu. Puchową kurtkę do bioder w tym samy kolorze zapiętą na zatrzaski z uszkodzonym suwakiem, granatową czapkę z pomponem z boku oraz w buty trapery za kostkę, z popielatym futerkiem i białymi sznurówkami.

Poszukiwania, rozpacz.

Około godz. 19.00 mama dziewczynki- Ewa Iszczyłowicz zaczęła się niepokoić i ruszyła na poszukiwania. Objechała wszystkie przystanki autobusowe, okolice dworca autobusowego, markety,stacje benzynowe... i nic.
O godz. 22.30 Pani Ewa postanowiła zgłosić zaginięcie córki. Policjanci od razu przeszukali okolice – sprawdzono park przy ulicy Dubiela, cmentarze przy ulicy Wolności, rejon torowiska w kierunku Maciejowa. Z czasem krąg poszukiwań rozszerzył się. Rozmawiano z mieszkańcami Zabrza, kolegami ze szkoły dziewczynki... i nic.

Mamie Sylwii pomagali jej bracia. Jeździli swoimi samochodami po całym kraju, ufundowali nagrodę za informację o dziewczynce. Pewnego dnia w mieszkaniu odezwał się telefon. Ktoś wołał dziecinnym głosem: "Mamo, mamo, ratuj!" Policja jednak ustaliła, że to dzieci ze szkoły zrobiły okrutny kawał. Kiedy indziej ktoś zadzwonił i powiedział, że Sylwię widziano w klasztorze. Przeszukano wtedy wszystkie siedziby zakonów. Sprawdzano, czy nie doszło do wypadku, czy Sylwia nie wpadła do jakiegoś wykopu. Sprawdzono okoliczne budowy, bez rezultatu.... dalej nic.

21 lat nie ma żadnych wieści o tym, co mogło się wydarzyć w ten listopadowy wieczór...
Rodzina dziewczynki zwróciła się do jasnowidzów. Dziesiątki wróżbitów przewinęły się przez dom. Każdy z nich miał inną teorię, ale ani jedno ze wskazanych miejsc nie było prawdziwe.

Hipotezy:

Teorii w tej sprawie było naprawdę nieskończenie wiele, większość z nich została jednak obalona, na przykład ucieczka czy porwanie dla okupu. Jedno jest jednak w stu procentach pewne- mała Sylwia "rozpłynęła się w powietrzu".

Czy dziecko padło ofiarą przemocy seksualnej? Może w Zabrzu w 1999 roku grasował pedofil? Jeśli tak, to czy jest możliwe, że porwał dziewczynę zaledwie 100 metrów od domu? Czy on ją znał, czy ona znała jego, czy doszło do morderstwa, a jeśli tak, to gdzie jest ciało? Pytań jest pełno, odpowiedzi jednak żadnej...
Najczęstszą hipotezą szeptaną na ulicach Zabrza był handel organami. Według niej zabrzankę porwano, by nielegalnie pobrać od niej narządy do przeszczepów. Nie można zapomnieć o tym, że lata 90' to istne eldorado dla przestępców- opieszałe działania organów ścigania, łapówkarstwo i ogólna korupcja w tamtym czasie przyczyniła się do rozkręcania wielu nielegalnych interesów. Tutaj także nasuwa się możliwość porwania dziewczynki w celu handlu żywym towarem. Wiele zamożnych małżeństw, które z różnych powodów nie mogło mieć własnego potomstwa zlecało porwania dzieci lub kupowało je na czarnym rynku stając się "szczęśliwą rodziną" zbudowaną na krzywdzie i cierpieniu innych.

Z wielu okrutnych teorii odnośnie zginięcia 9 latki mam jednak ogromną nadzieję, że ostatnia koncepcja jest prawdziwa i dziewczynka, mimo tęsknoty za starą rodziną, wiedzie spokojne i szczęśliwe życie z przybraną rodziną...


http://poszukiwanieosob.eu/baza-zaginionych/sylwia-iszczylowicz/

czwartek, 27 sierpnia 2020

W imię szatana.

XIX wiek, wraz z romantyzmem, wprowadził szatana w literaturę piękną oraz filozofię, jako uosobienie nieszczęścia najpiękniejszego z aniołów. W polskiej literaturze romantycznej szatan znajduje swe bardzo ważne miejsce. Jest aktywny społecznie, utożsamia się z zaborczymi władcami, pogrąża jednostki w zależności od siebie i jest kreatorem anty-Bożego świata.

Co sprawia, że perspektywa wiary w szatana staje się dla młodych ludzi czymś godnym uwagi? Po dłuższym zastanowieniu wydaje mi się, że owa wiara jest swoistym BUNTEM. Przeciwko czemu? Przeciwko WSZYSTKIEMU - światu, tradycji, rodzicom, ogólno występującym poglądom, panującej kulturze. Jak wiadomo nie od dziś, młodzież ma w zwyczaju przeciwstawiać się panującym porządkom, ten proces doczekał się nawet swojej nazwy – „młodzieńczy bunt”.

Czemu więc, czasami owy czas mija, odchodzi do lamusa nie pozostawiając po sobie nawet niewielkiego echa, a innym razem konsekwencję niedojrzałych decyzji trzeba ponosić do końca życia?

Satanizm do Polski przywędrował w latach osiemdziesiątych, co ciekawe- nie był on specjalnie tępiony, przeciwnie- jego wyznawcy byli wręcz kolokwialnie mówiąc „na rękę” ówczesnej władzy. Aparat państwowy ze względów politycznych za wszelką cenę starał się odciągnąć młodych ludzi od kościoła i ogólno przyjętego modelu praktykowania Religii chrześcijańskiej. Właśnie wtedy nastał rozkwit satanizmu, a jego przedstawiciele zapisali się w świadomości społeczeństwa jako ci, którzy noszą czarne ubrania, negują wszystko i wszystkich, piją krew i palą koty a wolny czas spędzają na cmentarzach.

Zdecydowana większość tych młodych „satanistów” była zupełnie nie szkodliwa, a ich postawa odzwierciedlała tylko i wyłącznie panującą modę, nie niosła ze sobą żadnej głębszej treści. Niestety tylko większość….



Jest rok 1996, czworo przyjaciół (Robert, Tomasz, Kamil, Karina) spędza beztrosko młodzieńczy czas w Halembie. Wszyscy są w podobnym wieku 18-21 lat, mają również podobne fascynacje- okultyzm i satanizm. O ile do niedawna ich nowa pasja ograniczała się do czytania i dyskusji o szatanie tak wspólnie postanowili iść o krok dalej..

Pewnego dnia znajdują opuszczony poniemiecki bunkier numer 44, który już na długi czas pozostanie ich miejscem schadzek i spędzania wolego czasu. Postanawiają nauczyć się odprawiać czarne msze i rytuały satanistyczne- używają do tego biblii szatana. Wspólnie stworzyli fundament wspólnoty, organizowali „ceremonie”, które nie stroniły od różnego rodzaju używek- był alkohol, narkotyki a także orgie. Całe pomieszczenie bunkra wypełnione było malunkami związanymi z wyznawcami szatana, wszędzie paliły się świece, powstał nawet prowizoryczny ołtarz. Ich fascynacja wydaje się  nie mieć  granic.. z niewinnej zabawy płynnie przechodzą do znacznie poważniejszych rzeczy – składają ofiary w postaci zwierząt, głównie są to koty. Tomasz i Robert wydają się traktować te wszystkie rytuały najbardziej poważnie, 21 letni Tomasz nawet mianował się „przywódcą” organizacji nazywając samego siebie biblijnym Adamem. Karina, jako jedyna kobieta w gronie satanistów  nie ma nic przeciwko, podkochując się skrycie w Tomaszu wysyła mu odważne listy, w których odkrywa swoje seksualne fantazje. Sytuacji bacznie przygląda się Robert, który skrycie kocha się w dziewczynie. W między czasie Karina jest zobligowana do wyjazdu za granicę i zaprzestania praktykowania wiary w szatana.



Przyjaciele spędzają czas na czarnych mszach i satanistycznych rytuałach przez 3 lata, coraz bardziej popadając w swój nałóg. Tak nałóg to dobre słowo- spotkania te nabierają już takiej regularności, że ciężko znaleźć inne. Dzień za dniem ich fascynacja pogłębia się, granice moralne idą w niepamięć..

Jeszcze pod koniec 1998 roku Tomasz z Robertem starają się wymyślić, w jaki sposób mogą jeszcze bardziej zbliżyć się do szatana, chcą zyskać jego bezgraniczną przychylność pokazując całkowite oddanie. Do głowy przychodzi im tylko jedna możliwość… złożyć w ofierze nie zwierze, lecz człowieka. A żeby tego było mało, aby wyrazić swoją bezgraniczną miłość postanawiają zabić kobietę i mężczyznę, nawiązując tym samym do biblijnych pierwszych ludzi na ziemi – Adama I Ewy. Wybór „Adama”  jest prosty, sprecyzowany od samego początku – będzie to 18 letni Kamil. Chłopak spędzał z nimi bardzo dużo czasu w bunkrze, jednak jego fascynacja nie równała się z tą Roberta i Tomasza. Z wyborem ofiary w postaci kobiety mają pewne problemy, z początku rozważają dziewczynę Tomasza, która dodatkowo jest ciężarna. Myślą, że ofiara w postaci kobiety w ciąży będzie niepodważalnym wyznacznikiem  lojalności względem ich obiektu kultu. Z niewiadomych przyczyn jednak Tomasz porzuca ten pomysł, a całe przedsięwzięcie postanawiają odwlec w czasie. Czas ten wykorzystują na przygotowania, kupują niezbędne produkty do odprawienia mszy, zaopatrują się także w dwa sztylety.

W między czasie wraca do Polski 19 letnia Karina, chłopcy szybko zdają sobie sprawę, że to doskonała kandydatka na ofiarę rytualnego mordu. Biorąc pod uwagę upodobania dziewczyny do czarnej magii jak i satanistycznych orgii, namówienie jej jest bardzo proste. Zazdrosny Robert czuje w tej całej sytuacji możliwość zrewanżowania się za zazdrość, którą odczuwał za każdym razem gdy 19 latka flirtowała z Tomaszem. Do rytuału został zaproszony jeszcze jeden chłopak, którego personalia są nieznane. Rezygnuje on jednak kilka dni  przed umówionym spotkaniem, nie podając żadnego konkretnego powodu ku temu.

Jest noc z 2  marca 1999 roku, około godziny 20 cała czwórka udaje się do doskonale znanego im bunkra numer 44. Tomasz i Robert wchodzą jako pierwsi do środka celem przygotowania pomieszczenia pod rytuał odprawiania czarnej mszy. Każdy ma w kieszeni spodni nóż zakupiony kilka dni wcześniej – jeden w kształcie miecza z czarną rękojeścią, drugi z podobizną głowy konia. Robert ma przy sobie także znak pentagramu. Tego tragicznego wieczoru w kieszeni płaszcza Tomasz trzyma miłosne listy od Kariny. „Chcę tobie powiedzieć, że ja będę ciebie kochała na tyle, na ile pozwolisz siebie kochać. Dlaczego ani razu nie słyszałam twojego śmiechu?” – pyta w listach, które znajdzie później policja.

Na ścianach bunkra malują znaki czerwoną farbą: odwrócony krzyż, cyfrę 666, trzy litery „F”, które symbolizują bestię, symbole egipskich bóstw oraz krzyż Konfucjusza. Tomasz czerwoną farbą kreśli duży napis: „Dies Mies Jeschet boenedoesef douvena enithemaus” („Ta podwójna ofiara dobra jest dla miejsca dwóch żyć”).



Na zewnątrz od kilkunastu minut czekają 18-letni Kamil i 19-letnia Karina. Nie mają pojęcia, że tym razem to nie zabawa. I że za kilka minut zostaną złożeni w ofierze Szatanowi.

Zmarznięta dwójka przyjaciół w końcu wchodzi do bunkra, msza rozpoczyna się tak jak zwykle, wszystko przebiega zgodnie z planem. Tomasz nakazuje uklęknąć Karinie i Kamilowi w wyrysowanym na ziemi bunkra pentagramie, rozpalają świecę.  Instruuje klęczących by pochylili głowy, w tym samym czasie wypowiada jakieś niezrozumiałe słowa, które mają być modlitwą do szatana. Z kieszeni wyciągają sztylety, Tomasz unosi ostrze nad Kariną, Robert natomiast nad Kamilem. Z impetem zaczynają ranić przyjaciół, wkładając w to całą swoją siłę. Zakończeniem  satanistycznego rytuału miało byś samobójstwo. Na to jednak i Robertowi, i Tomaszowi nie wystarczyło odwagi. Pierwszy ucieka z miejsca zdarzenia Robert, Tomasz zaś rani się powierzchownie w brzuch. Ucieka do domu, zostawiając po  na śniegu czerwone ślady. Ledwo starcza mu sił by trafić do celu, w domu napotyka brata, którego informuje, że Robert jest wyznawcą szatana i próbował ich zabić. Wskazał drogę bratu i nakazał ratować Karinę. Gdy dobiega on do bunkra jego oczom ukazuje się przerażający widok- krew pokrywa ściany, podłogę, sufit – jest dosłownie wszędzie. Nie to jednak skupia pełną uwagę chłopaka – na środku bunkra zauważa początkowo niezidentyfikowany, palący się obiekt. Gdy podchodzi bliżej zamiera – są to nadpalone, pokryte dymem ciała nastolatków.

Tomasz i Robert trafiają do aresztu, celem złożenia obszernych zeznań. W prokuraturze Robert opowiada: „Ja dźgnąłem Kamila w okolice pleców, boków. Po pierwszym pchnięciu Kamil na mnie spojrzał. Było to bardzo nieprzyjemne, wystraszyłem się. Zacząłem zadawać kolejne uderzenia wszędzie, gdzie się odsłonił. W końcu znieruchomiał, więc przestałem. Widziałem, że Tomek szamoce się z Kariną”. Błagała o życie: „Ratuj mnie Robert”.” Robert nie reagował...

Tomasz przesłuchiwany w szpitalu kłamie, że nie ma z tym zabójstwem nic wspólnego i że też miał być ofiarą Roberta. Ta linia obrony kruszy się, kiedy biegli, którzy przeprowadzili oględziny zwłok, odkryli, że jeden z zabójców jest leworęczny. Tomasz jest mańkutem. W końcu mówi, że zabił, bo „to było silniejsze od niego”. Potem wiele razy zmienia zdanie, odwołuje zeznania, mataczy.

 „Jestem zdrajcą, bo nie wypełniłem rytuału, nie popełniłem samobójstwa” – powie potem w prokuraturze Robert.

Tomasz: „Nie zdawałem sobie sprawy, że tak trudno zabić człowieka. Myślałem, że do zabicia człowieka wystarczy jeden cios. Takie filmy cały czas lecą w telewizji”.

 


Prowadzone śledztwo wykazało, że nie był to profesjonalny rytuał satanistyczny, słowa wypowiadane przez chłopaków były pozbawione sensu, zdania zapisane na znalezionych w bunkrze kartkach były pisane błędną łaciną.  Biegli stwierdzili, że w chwili popełnienia czynu byli zupełnie świadomi podejmowanych działań i z pełną premedytacją pozbawili Kamila i Karinę życia.

Podczas procesu sądowego Robert wyraził pełną skruchę, przeprosił rodziny zmarłych, stwierdził także, że był to ogromny błąd, którego konsekwencję są adekwatne do czynu. Tomasz jednak do końca pozostaje zimny i pozbawiony emocji. Jedyne co można usłyszeć z jego ust to to, że nie był świadom jak trudno jest odebrać komuś życie….

Robert został skazany na 25 lat pozbawienia wolności, Tomasz zaś na dożywocie…

Dramat, który rozegrał się w poniemieckim bunkrze zmienił okoliczną społeczność, nie tylko w kwestii postrzegania satanizmu i jego problemu, ale także uczulił szczególnie rodziców młodzieży do zwracania szczególnej uwagi jak spędzają ich dzieci wolny czas. Wiele młodych ludzi porzuciło swoją fascynację modnym wtedy okultyzmem, przecież każdy z nich mógł stanąć na miejscu Kariny i Kamila, jak się miało wydawać w niewinnej zabawie… 

Autor: Julia Gotowicz 

Źródła: 

https://egzorcyzmy.katolik.pl/czym-jest-okultyzm/

https://rudaslaska.naszemiasto.pl/to-byl-ostatni-mord-rytualny-w-polsce-w-slaskim-bunkrze/ar/c1-7358151

https://www.antyradio.pl/News/Nawiedzony-bunkier-w-Rudzie-Slaskiej-Zabili-w-nim-chlopaka-i-dziewczyne-dla-szatana-WIDEO-42355

http://www.archiwum-tajemnic.pl/demonologia/464-zbrodnia-na-tle-satanistycznym-w-polsce-w-1999-r.html

wtorek, 30 czerwca 2020

Nie wystarczy wyrok ! - Sprawa Mateusza Domaradzkiego


Co przynosi ukojenie w cierpieniu rodziców i bliskich dziecka, którzy je stracili?
Najwyższy możliwy wyrok dla sprawców przestępstwa? -Bynajmniej!

Większość rodzin chce po prostu po raz ostatni pożegnać się z nimi, z godnością pochować ich ciała i mieć miejsce, gdzie w chwilach tęsknoty będą mogli się udać by zapalić "światełko" nad straconym dzieckiem...

Od ponad 14 lat walczy o to rodzina Domaradzkich, którzy wciąż nie ustają w poszukiwaniach swojego zaginionego dziecka. Mimo, że prawne konsekwencję zostały surowo wyciągnięte względem sprawców przestępstwa, co z prawem moralnym? Wszak trudno oczekiwać od "potworów" nawet przebłysków moralności, ale wciąż wszyscy mamy nadzieję...

Luty 2006 roku.

6 lutego 2006 roku- okres ferii, mnóstwo śniegu, dzień wyjątkowo mroźny, rozpieszczający dzieci idealną zimową pogodą, dający fantastyczne warunki do beztroskich harców.
Istny raj dla dzieci, które pozbawione są konieczności nawet myślenia o zajęciach szkolnych. Od samego rana sypie biały, puszysty śnieg. Z bloku przy ulicy Kosmonautów w Rybniku wychodzi 8-letni Mateusz Domaradzki, który w planach ma pójście na sanki. Do domu już nigdy nie wraca...

Zrozpaczeni rodzice rozpoczynają poszukiwania. Z początku na własną rękę- przepytują znajomych, sąsiadów, kolegów Mateusza- cisza, nikt nic nie wie. Wieczorem strach się pogłębia, postanawiają zgłosić sprawę na policji. Zaspy śniegu w dzielnicy Paruszowiec przeszukują setki policjantów i strażaków skierowanych tu z całego województwa. W akcji używa się psów i helikoptera z kamerą termowizyjną. Policjanci nie bardzo wiedzą gdzie szukać...
Kilka dni później twarz Mateusza zna cały Rybnik. Na słupach wiszą plakaty z jego zdjęciem.


Kilkanaście dni później w policyjnym areszcie znaleźli się Tomasz Z. i Łukasz N. zatrzymani w związku z zupełnie inną sprawą, a mianowicie molestowania małej, 12-letniej wtedy dziewczynki. Przyciśnięci przez policjantów przyznają się do zabójstwa ośmiolatka. Bez jakichkolwiek przejawów głębszych uczuć opowiadają o tym, że pod pretekstem pokazania dogodniejszego miejsca do zjeżdżania na sankach zwabili Mateusza w ustronne miejsce, wykorzystali seksualnie i pobili, ponieważ chłopiec odgrażał się, że wszystko powie mamie. Opowiadają ze szczegółami, w osobnych pokojach, to samo. Twierdzą, że ciało zakopali i przykryli gałęziami. W zmarzniętą od tygodni ziemię policjanci nie mogą wbić nawet szpadla, mimo to podejrzani wskazują kolejne i kolejne miejsca gdzie mieli zakopać chłopca. Twierdzą, że byli pod wpływem alkoholu, dlatego nie pamiętają lokalizacji ukrytych zwłok. Topnieje śnieg, mimo tego policjanci nie natrafiają na żaden, nawet najmniejszy ślad po Mateuszu...

Mężczyźni kilka razy przyznawali się do popełnionego czynu, jednakże przed sądem w Wodzisławiu Śląskim (Wydział Zamiejscowy Sądu Okręgowego w Gliwicach) wycofali jednak swoje wcześniejsze zeznania i nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Kluczowe dla śledztwa były pierwsze zeznania oskarżonych, podczas których przedstawili zbieżne ze sobą wersje zdarzenia – wyjaśniał nam wtedy Piotr Żak, ówczesny rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Gliwicach.
W 2008 roku sąd uznał mężczyzn za winnych – jego zdaniem oskarżeni najpierw zgwałcili 8-letniego Mateusza, a następnie brutalnie pobili i doprowadzili do jego śmierci. Jednakże Sąd Apelacyjny w Katowicach uchylił wyrok, a sprawa wróciła ponownie do Wodzisławia. Ostatecznie Łukasz N. i Tomasz Z. zostali skazani na 25 lat więzienia. Teoretycznie, na wolność wyjdą w 2031 roku.
– Sąd orzekł, że sprawcy działali z tzw. zamiarem ewentualnym, czyli musieli się liczyć z tym, że pobicie i pozostawienie na mrozie może zakończyć się śmiercią dziecka – tłumaczy sędzia Agata Dybek-Zdyń, rzecznik Sądu Okręgowego w Gliwicach.
Kasacja, która została wniesiona przez skazanych została przez sąd w całości odrzucona. W toku śledztwa okazało się, że obaj mają na koncie już inne przestępstwa seksualne przeciwko nieletnim. Obaj podejrzani są lekko upośledzeni umysłowo.


Można było temu zapobiec?

Dramat, do którego doszło w 2006 roku w rybnickiej dzielnicy Paruszowiec – Piaski, ma swój początek w połowie lat osiemdziesiątych przy ulicy Wolności w Zabrzu. To tu, do specjalnego ośrodka prowadzonego przez siostry boromeuszki, w 1986 roku trafia jeden z późniejszych oprawców ośmioletniego Mateusza – Tomasz Z. Wychowanek ośrodka jeszcze przed ukończeniem 5 lat zostaje zgwałcony przez starszego kolegę. W ośrodku pozostaje jednak do ukończenia 18 lat, w tym czasie sam dokonuje czynności seksualnych na młodszych kolegach. Po zatrzymaniu w sprawie zabójstwa Mateusza w 2006 roku zaczyna opowiadać o swoich przeżyciach z dziecięcych lat, jego zeznania zostają uwiarygodnione na podstawie dotarcia do innych wychowanków, którzy potwierdzają wydarzenia przez niego przytoczone. Tym samym, rusza osobne śledztwo, dając początek wstrząsających jego wynikach. Okazuje się, że w ośrodku do czynności seksualnych dopuszczały się również zakonnice. Dyrektorka ośrodka trafia na dwa lata do więzienia. Przeżycia z dzieciństwa w ośrodku m.in. gwałty, których był świadkiem i uczestnikiem były główną linią obrony Tomasza Z. Kiedy opuścił on ośrodek zamieszkał w Rybniku, gdzie wspólnie ze swoim kuzynem Łukaszem N. przez wiele lat znęcali się seksualnie nad mieszkającymi w okolicy dziećmi.

W styczniu 2017 roku ponownie ruszyły poszukiwania chłopca, wznowiono śledztwo, tereny znów zostały skrupulatnie przeszukane z użyciem najnowszych technologii, niestety nie natrafiono na nawet najmniejszy ślad po Mateuszu...

Natomiast, nigdy nie należy tracić nadziei, dopóki nie ma ciała, istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że chłopiec wciąż żyje. Dlatego też, jego wizerunek wciąż figuruje w policyjnej bazie osób zaginionych.
W laboratorium kryminalistycznym śląskiej policji powstała progresja wiekowa Mateusza Domaradzkiego z Rybnika, lat 19. Policyjny grafik wykonał symulację jego wizerunku po upływie 10 lat od zaginięcia, wykorzystując do tego zdjęć rodziny Domeradzkich.

Źródło:

"Polska odwraca oczy" - Justyna Kopińska
"Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie"- Justyna Kopińska

https://dziennikzachodni.pl/8letni-mateusz-domaradzki-z-rybnika-wyszedl-na-sanki-i-nie-wrocil-ruszaja-poszukiwania/ar/11650286
https://tvn24.pl/magazyn-tvn24/uzna-pani-smierc-syna-pomniczek-postawi,36,844
https://rybnik.dlawas.info/wiadomosci/mija-13-lat-od-zaginiecia-mateusza/cid,10754,a

Autor: Julia Gotowicz

piątek, 19 czerwca 2020

POLSKIE ARCHIWUM X PONOWNIE W AKCJI- ZAGINIONA JOANNA MATJASZEK.

 Na przełomie kilku ostatnich miesięcy mam nieodparte wrażenie, ze w „naszym” świecie- świecie zrzeszającym osoby zainteresowane tematyką zaginięć, na każdym kroku słychać o jakimś przełomie w sprawie, zazwyczaj starej sprawie. Zaczęło się od Moniki Bielawskiej, później  znaleziono szczątki oraz sweter należące najprawdopodobniej do Łukasza Sasa i Andrzeja Ziemniaka. W wodzie odkryto ciało zaginionej 24 lata temu Joanny Gibner, mówi się także o nowych  tropach  w sprawie Iwony Wieczorek. Zastanawiam się co przyczyniło się do tylu aż momentów zwrotnych w tych zaginięciach? Analizując ten wątek doszłam do wniosku, że w każdym z tych przypadków sukces miał innego „ojca” i dlatego też, wydaje mi się, że właśnie ta rywalizacja napędza grupy poszukiwawcze. Oczywiście, pozytywnie napędza i jak widać efekty tego są zadowalające. Od dawna wiadomo było, że w większości tych zaginięć nie mogliśmy liczyć na szczęśliwy finał (może pozytywny okażę się u  Moniki? – trzymam kciuki!), natomiast ważne jest to, żeby każda z zaginionych osób odnalazła się bez względu na wynik poszukiwań.

 Aktualnie, policjanci z krakowskiego Archiwum X pod nadzorem prokuratora przy wsparciu policyjnego oddziału prewencji oraz straży pożarnej badają nowe tropy w sprawie zaginięcia Joanny Matjaszek z 2000 roku. W związku z tym, zapraszam do zapoznania się ze szczegółami tej sprawy.


W roku 2020, 18 letnia Joanna powoli wkraczała w dorosłe życie. Przed sobą miała tak wiele możliwości, tak wiele do zobaczenia, zupełnie nowe wyzwania i doświadczenia. Całe dotychczasowe życie dziewczyny kształtowało się w dobrych barwach. Mieszkała w Brzesku, uczęszczała do liceum w Wojniczu, do klasy maturalnej. Lada moment miała napisać egzamin dojrzałości, który miał otworzyć zupełnie nowe drogi w jej młodym życiu. Jak każda dziewczyna w jej wieku, cieszyła się ogromnie  nadchodzącą studniówką, przygotowania szły pełną parą. Asia zakupiła już nawet kreację na tę okazję- sukienkę oraz buty. Prawie wszystko było już gotowe... Dziewczyna zaczęła spotykać się z 20 letnim Przemysławem W. z pobliskiej miejscowości Niwka, wkrótce potem zostali parą. 

3 listopada 2000 r. chłopak zorganizował u siebie w domu imprezę z okazji swoich urodzin. Nastolatka poinformował swoich rodziców, że po szkole pojedzie do niego i wróci wieczorem. Zaplanowała nawet podróż powrotną. Według jej słów miała wrócić autobusem z Niwki do Tarnowa, a następnie busem lub pociągiem do domu w Brzesku. Joasia już nigdy jednak nie dotarła do domu. Rodzice przez całą noc z 3 na 4 listopada 2000 roku obdzwaniali szpitale, pogotowia, znajomych dziewczyny na marne...

Po wielu nieudanych  próbach ustalenia miejsca pobytu nastolatki jej mama zawiadomiła policję. Funkcjonariusz, który odebrał telefon, nie tylko nie zareagował, ale nawet nie odnotował zgłoszenia. Sprawa ruszyła dopiero 7 miesięcy później.Mundurowi twierdzili, że dziewczyna była już wtedy osobą pełnoletnią, więc nie mieli wystarczających przesłanek, by uznać ją od razu za zaginioną.

Mundurowym udało się ustalić, że dziewczyna poszła około godziny 20 na przystanek, z którego miał odjechać jej autobus, towarzyszył jej wtedy Przemysław W., sytuację tą potwierdziła ekspedientka pobliskiego sklepu. Kobieta kończyła wówczas swoją zmianę, natomiast nie widziała czy Joasia wsiadła do pojazdu. Przesłuchany został również kierowca autobusu, jednakże po takim czasie mężczyzna nie był w stanie stwierdzić czy zabierał kogoś tamtego dnia z zatoczki w miejscowości Niwka.

Z zeznań świadków wynika, że para miała w zwyczaju dość regularnie się kłócić. Wynikało to głównie z trudnego charakteru Przemysława, który bywał agresywny, wulgarny i zaborczy. Policjanci znaleźli list napisany do niego 30 października 2000 r.(kilka dni przed zaginięciem) przez Asię, w którym ta przeprasza go za swoje zachowanie. Z treści listu wynika, że nastolatka kupiła sobie nową kurtkę, zamiast przeznaczyć pieniądze na nowe głośniki do samochodu Przemysława W. Na wspomnianej imprezie urodzinowej też miało dojść do sprzeczki między Joanną i jej chłopakiem. Przemysław W. w jednym z przesłuchań przyznał nawet, że zapakował ją wtedy do samochodu i wywiózł do lasu. Później wycofał się z tych słów i zaprzeczał, by miał związek z zaginięciem swojej dziewczyny. Policja zorganizowała poszukiwania ciała w okolicznych lasach, ale bez skutku.

Z braku jakichkolwiek poszlak już we wrześniu 2001 roku sprawa została umorzona. Później śledztwo wznawiano, ale bez żadnych rezultatów. W 2007 roku ostatecznie ją zamknięto. Nowe dowody zaczęły się pojawiać w związku z coraz większą agresją Przemysława W.

Niedługo po zaginięciu Joasi, Przemysław W. zaczął się spotykać z innymi kobietami. Wobec każdej z nich stosował agresję- bił, poniżał, zastraszał, gryzł. Jednej z kobiet zaczął grozić, zgwałcił oraz dotkliwie pobił, mówić, że zabije ją "tak, jak tamtą szmatę i zakopie koło niej". Sugerował jej, że chodzi o zaginioną Joannę. Po tych słowach kobieta postanowiła zeznawać w sądzie przeciwko agresorowi. Dzięki tym zeznaniom Przemysław W. został skazany na 7,5 roku więzienia. Oskarżony, podczas przesłuchań zaczął sam z siebie wracać do sprawy Joanny Matjaszek. Twierdził, że została zamordowana, a jej ciało nigdy nie zostanie odnalezione. Swojemu koledze miał przed laty powiedzieć, że ciało porąbał i zakopał w kilku różnych miejscach. Niestety, dowody były tylko poszlakowe i karę więzienia mężczyzna odbywał tylko za pobicie i gwałt.

W 2007 roku pod Tarnowem znaleziono ubranie podobne do tego, które w dniu zaginięcia miała na sobie Joanna Matjaszek. Przeprowadzona ekspertyza nie była jednak w stanie ze stu procentową pewnością stwierdzić, że to ubrania dziewczyny, choć jest tego bardzo wysoko prawdopodobne.


Ponieważ niedawno pojawiły się nowe, istotne informacje, zdecydowano aby 16 czerwca br., jak też w kolejnych dniach w miejscowości Niwka koło Tarnowa przeprowadzić czynności poszukiwawcze. Z nieoficjalnych informacji wynika, iż zatrzymana została przez policję kobieta, mieszkanka okolic Tarnowa, którą podejrzewa się o składanie fałszywych zeznań, które utrudniły śledztwo w sprawie prawdopodobnego zabójstwa Joanny Matjaszek. Według portalu wspomniana kobieta należy do rodziny Przemysława W. Możliwe są kolejne zatrzymania w związku z zaginięciem siedemnastolatki.


Aktualnie poszukiwania na wyznaczonym terenie zakończyły się nie wnosząc nic nowego do sprawy.  Nie zmienia to jednak faktu, że działania te mogą przynieść oczekiwane rezultaty. W świetle tylu przełomów w wieloletnich sprawach jestem pełna nadziei, że odpowiedzialni za zaginięcie dziewczyny poniosą tego prawne konsekwencję.


sobota, 30 maja 2020

Zmowa milczenia, czyli tajemnicze zaginięcie Fabiana Zydora.


Podobno mówią, że milczenie jest złotem, otóż nic bardziej mylnego. Niektóre ze spraw poruszanych na blogu, aż same się proszą o większą uwagę czy niewypowiedziane i pominięte słowa. Wydawać by się mogło również, że niektóre z zaginięć mogłyby szybko znaleźć swoje rozwiązanie, gdyby tylko osoby związane ze sprawą postanowiły w końcu przerwać ZMOWĘ MILCZENIA❗️

Co więc sprawia, że ludzie nie chcą często poruszać pewnych ważnych tematów? Nie rzadko jest to po prostu strach, strach przed osobami odpowiedzialnymi za zaginięcie danej osoby, często również jest to wstyd. Przed kim? – przed samym sobą. Może mogłem pomóc, coś zrobić, albo po prostu COŚ powiedzieć? , „ale teraz już jest za późno”. Owszem, rzeczą jasną jest fakt, iż z czasem jest coraz gorzej i trudniej, obawiając się społecznego potępienia za wcześniejszą bierność. Należy mieć jednak nadzieje, że w końcu ktoś w tej sprawie znajdzie w sobie pewną odwagę i zakończy trwające już ponad 3 lata milczenie – na taki finał liczy rodzina z Tarnowej- rodzina i przyjaciele Fabiana Zydora.

Fabian Zydor pochodzi z niewielkiej wsi Tarnowa (gmina Pyzdry), gdzie po rozwodzie rodziców zamieszkał z siostrą i jej ówczesnym partnerem. W październiku 2016 roku miał 17 lat i wiele marzeń- jak każdy nastolatek chciał zdać egzamin na prawo jazdy oraz rozpocząć pracę w budownictwie. Miał wielu znajomych, z którymi często spędzał swój wolny czas. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że ich relacje są pozytywne, jednakże, jak to często bywa stosunki międzyludzkie lubią być skomplikowane- tak właśnie było w tym przypadku. Według zapewnień bliskich Fabiana, był on regularnie wyśmiewany i poniżany przez najbliższych kolegów. Często stanowił dla nich swoisty obiekt szyderstw oraz niepoprawnych żartów. Chłopak chcąc wpasować się do toksycznego środowiska znosił wszystko ze stoickim spokojem, starając się nie zwracać na to szczególnej uwagi.

Był 30 października 2016 roku - niedziela jak każda inna, nic szczególnego w Tarnowie się tego dnia nie działo. Fabian dostaje zaproszenie na imprezę od swojego sąsiada pochodzenia ukraińskiego, który był dużo starszy niż zaproszeni na imprezę goście. Takie spotkania odbywały się dość cyklicznie, tego dnia w spotkaniu uczestniczyły dwie koleżanki Fabiana, kilku kolegów oraz wspomniany wyżej gospodarz. Dom, w którym odbywała się zabawa mieścił się zaledwie 800m od domu chłopaka. Nie do końca wiadomo jak potoczyła się ta domówka, ale z relacji znajomych wynika, że Fabian w pewnym momencie rozpłakał się i oznajmił, że boi się wrócić do domu. Powodem strachu miał być szwagier, który jak twierdzą jego znajomi groził mu i znęcał się nad nim. Rodzina jednogłośnie dementuje te doniesienia, wspominając, że Fabian miał bardzo dobry kontakt z ówczesnym partnerem siostry.

W trakcie imprezy Fabian niespodziewanie podjął nagłą decyzję o powrocie do domu, z zeznań znajomych wynika, że było to około godziny 23:00. Najlepszy kolega chłopaka - Wojtek panicznie próbował zatrzymać pijanego kolegę. Według obecnych na spotkaniu koleżanek z ust chłopaka padły słowa „jak wyjdzie to zobaczysz”. Czy był to rodzaj ostrzeżenia? – sugerując się dalszymi wydarzeniami tej niedzieli, mogło być to wielce prawdopodobne. Wojtek do dnia dzisiejszego nie przyznaje się do wypowiedzenia tego jakże intrygującego zdania.

Tak na dobrą sprawę, młody chłopak miał do pokonania dosłownie kilkaset metrów przez las, który prowadził do asfaltowej drogi będącej już ostatnim odcinkiem trasy prowadzącej do domu chłopca. Niestety, jak można się spodziewać do domu już nigdy nie dotarł…

„O 9 rano zajrzałam do jego pokoju, jeszcze go nie było. Zaniepokoiłam się, dzwoniłam, ale jego telefon nie odpowiadał. Jego znajomi nie wiedzieli, gdzie jest. Gdy nie wrócił do południa, zawiadomiłam policję o jego zaginięciu”- Patrycja Zydor (siostra i prawna opiekunka Fabiana).

Rozpoczęły się więc poszukiwania, w których uczestniczyli policjanci z Wrześni. Ponad 100 funkcjonariuszy i psy tropiące przeszukiwali teren wokół trasy powrotnej do domu Fabiana. Sprawdzone zostały pobliskie lasy oraz zbiorniki wodne. Jedyny ślad jaki pozostał po chłopaku, to zapach – trop, który złapał pies na końcu leśnej drogi, w miejscu gdzie łączyła się z asfaltem. Tak, to ten odcinek gdzie do domu zostało mu zaledwie 100, może 200m…

Wszystko wskazuje na to, że chłopak wsiadł do samochodu. W tym miejscu rodzi się niesamowicie ważne pytanie: zrobił to dobrowolnie, czy ktoś postanowił mu w tym „pomóc”?

Wydaje mi się, że warto wspomnieć o jednym, dość zastanawiającym fakcie. Mianowicie na imprezie, na której bawił się Fabian, w gronie znajomych znajdowała się tylko jedna osoba, która nie spożywała alkoholu. Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że wyżej przywołany abstynent opuścił zabawę zaledwie 20 minut przed wyjściem zaginionego chłopaka. Co więcej, tego wieczoru pełnił on funkcję kierowcy. Czy istnieje szansa, że to właśnie on zabrał Fabiana do samochodu?

Mieszkańcy Tarnowej wspominali o czarnym aucie, które kręciło się w okolicy remizy strażackiej. W związku z powyższymi zeznaniami sąsiadów w sprawie Fabiana, dochodzimy do kuriozum funkcjonowania służb mundurowych. Wymieniona wyżej remiza była akurat JEDYNYM monitorowanym punktem w całej wsi, co dodaje dodatkowo groteskowego charakteru całej sytuacji. Mianowicie okazało się, że policja zabezpieczyła niewłaściwy fragment nagrania, ponieważ tej nocy nastąpiła zmiana czasu, o czym nie pamiętano. Zapis dotyczy jedynie wcześniejszej godziny. W taki oto sposób został utracony jeden z ważniejszych tropów w tej sprawie, przypominając, że było ich naprawdę niewiele.

W sprawie Fabiana wciąż trwają liczne poszukiwania. Co rusz typowane są nowe miejsca, gdzie bliscy szukają, jak sami twierdzą - ciała chłopaka. Rozkopano nawet część podwórza, na którym stał dom zamieszkiwany przez zaginionego. Ponadto wypompowano wodę z pobliskiej studni, a całe jej dno skrupulatnie wyeksplorowano, lecz niestety na marne. W sprawę Fabiana zaangażowało się kilku prywatnych detektywów, którzy zgodnie twierdzą, że zagadka tajemniczego zaginięcia chłopaka może znaleźć swoje rozwiązanie tylko dzięki zeznaniom osób uczestniczących na imprezie.

Ostatnie logowanie telefonu zaginionego policja zlokalizowała 15 km od rodzinnej wsi chłopaka- w Antoninie o godzinie 23.18.

W tym miejscu dochodzimy do końca jakichkolwiek śladów czy poszlak w tej trwającej już ponad 3 lata sprawie, która toczyła się w niewielkiej wsi mieszczącej się w zachodniej części Polski. Mimo tego policja i rodzina nadal pamiętają to tragiczne zdarzenie i wciąż starają się dotrzeć do prawdy i rozwiązania sprawy.

Niestety, wiele wskazuje na to, że Fabian nie żyje, z taką wersją wydarzeń oswoili się także bliscy 17-latka. Jak sami twierdzą, chcą tylko godnie pochować ciało chłopaka, aby w końcu zaznał on spokoju.

Kochani, mimo czasu jaki upłynął od zaginięcia Fabiana Zydora wciąż liczymy, że sprawa niedługo znajdzie swoje rozwiązanie. Bardzo prosimy o udostępnianie postu, może w końcu znajdzie się ktoś, kto ulży rodzinie chłopaka w cierpieniu i wyjawi całą prawdę na jaw.


📍W dniu zaginięcia Fabian ubrany był w szarą bluzę z kapturem w czarne liście, czarne jeansy oraz czarne buty sportowe.


Zachęcam do zapoznania się również z innymi artykułami : https://kryminogenni.blogspot.com

Rodzina, która zapadła się pod ziemię - zaginięcie rodziny Bogdańskich

Sprawy zaginięć bywają różne – każda jest na swój sposób unikalna – jedna mniej, druga zaś bardziej tajemnicza. Niewielki jest jednak odsete...